Długo oczekiwany rozdział!! Tak jak obiecałam.. lepiej się poczułam i od razu zabrałam się za pisanie :)
Rozdział 33
Jocelyn weszła w tłum nocnych łowców w
poszukiwanie córki. Za nią pobiegł Luke krzycząc imię Clary. Słyszeli tylko
płacz, krzyki i lekkie szepty gdy byli wśród wojowników walcząc w cytadeli.
Jedna młodsza dziewczyna chwyciła Jocelyn za rękaw i pociągnęła. Kobieta od
razu się obróciła i dostrzegła dziewczynę wzrostu córki, lecz wyglądała na
starszą i z pewnością była. Jej oczy były znajome.. bardzo znajome.
- Wiem, gdzie jest Clary. – wyszeptała.
Małżeństwo podążyło za dziewczyną za ciemny
budynek Gardu. Przez całą drogę szli w ciszy. Raz za razem Jocelyn obejrzała
się za siebie i sprawdzała czy ktoś wie gdzie podążają. Zauważyła Simona
obejmującego Isabelle, a zaraz obok nich Roberta trzymającego syna w ramionach.
Złapała kontakt wzrokowy ze Simonem i lekko kiwnęła mu głową po czym weszli w
ciemną przestrzeń.
- Gdzie ona jest? – spytał zatroskany Luke.
Dziewczyna powoli się odwróciła i jedna
pojedyncza łza spłynęła po jej twarzy.
- Wszyscy zginiemy. – oznajmiła – Sebastian
chciał Waszą córkę z jej chłopakiem i to co chciał to dostał.
Słowa spowodowały w Jocelyn wiele emocji. Na
myśl, że Sebastian ma jej córkę, upadła na kolana i zaczęła się powoli rozpadać
na kawałki. Nie płakała. Nie krzyczała. Pękło w niej coś. W środku. Luke
podskoczył do swojej ukochanej, objął ją i złożył pocałunek na jej czole oraz
skroni. Spojrzał na dziewczynę i dostrzegł w niej coś dziwnego. Jej jedno oko
zaczęło zmieniać kolor. Już nie było dziewczynki o pięknych zielonych oczach,
lecz czarnych jak smoła. Momentalnie odepchnął Jocelyn i szybkim ruchem
wyciągnął miecz z jej pochwy i stanął pomiędzy dziewczynami.
Mała dziewczynka zaczęła się śmiać. Jej zęby
nie były jak u człowieka… lecz jak u potwora! Jej ciało zaczęło zmieniać
kształt. W całym gardzie rozbrzmiał krzyk Jocelyn.
***
Znajdowałam się w pokoju, w którym nie było
okien. Wstałam z łóżka i zaczęłam się rozglądać. Wyglądał jak normalny pokój,
lecz czuło się w nim smutno i strasznie. Czarne ściany powodowały gęsią skórkę.
Miałam na sobie dalej strój bojowy, lecz bez żadnego uzbrojenia. Zaczęłam
rozglądać się po pokoju i dostrzegłam koszyk przy szafie, gdzie była każda broń
jaką miałam. Podeszłam do niej i małe sztyleciki włożyłam do butów tam gdzie
ich miejsce. Grzebiąc dalej znalazłam swoją stelle. Wzięłam ją i schowałam tak
gdzie je miejsce. W tym momencie otwarły się drzwi i do pokoju wszedł
Sebastian. Był taki jak widziałam go ostatnio. Uśmiechnięty i pewny siebie.
Spojrzał na mnie i zaczął mnie obserwować z ciekawością.
- Z bronią byłoby ci niewygodnie więc
wyciągnąłem ją. – powiedział.
Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam.
Obróciłam się i zobaczyłam siebie w lustrze. Mała dziewczyna z rudymi włosami,
które wyglądają jak szopa w stroju jak na wojnę. Patrząc na strój przypomniałam
sobie wszystko o ostatniej nocy i myśli błądziły ku jednej osobie.
- Gdzie jest Jace? – zapytałam ciut za głośno.
– Co z nim?
Sebastian trochę posmutniał.
- Jest tutaj. – powiedział – Chcesz go
zobaczyć?
Kiwnęłam głową. Brat wstał i podążyłam za nim.
Przeszliśmy przez korytarz, który kojarzyłam, lecz nie potrafiłam powiedzieć
skąd. Gdy doszliśmy do szklanych drzwi, zerknęłam przez szybę i dostrzegłam go
leżącego na łóżku. Sebastian pchnął drzwi i po chwili staliśmy razem przy
niemu. Chwyciłam jego dłoń, lecz nie było żadnej reakcji. Żadnego uścisku.
- Co z nim? – powtórzyłam pytanie.
Wziął głęboki oddech.
- Nie wiemy dokładnie, ale iratze nie działa. –
spojrzał na nią – A uwierz próbowaliśmy wiele razy.
Po jej policzku spływały łzy jedna za drugą.
Sebastian objął ją tak, aby dalej mogła trzymać się Jace’a.
- Coś wymyślę. – wyszeptał prosto do jej ucha.
– Coś wymyślę, Clary. Uratuję go.
***
Simon od razu rozpoznał krzyk i pobiegł w
stronę, gdzie ostatnio widział matkę Clary. Usłyszał, że za nim podąża Isabelle
oraz parę osób ze stada. Zatrzymał się przed Jocelyn, która dalej siedziała na
ziemi. Potem spojrzał przed siebie i zobaczył Luke’a w połowie przemienionego w
wilka walczącego z potworem. Nie miał określonego kształtu. Był wielki, czarny,
a konsystencja jego ciała przypominała galaretkę. Isabelle od razu wyciągnęła
swój bicz i pognała Luke’owi na pomoc. Simon przekazał Mai, aby wzięła stąd
Jocelyn i sam pobiegł walczyć. Swoją wampirzą szybkością, wskoczył na demona i
wgryzł się w jego ciało. Stwór zawył po czym odrzucił Simona. Słychać było jak
krztusi się obślizgłą czarną krwią. Isabelle widząc swojego chłopaka w takim
stanie skierowała bicz z tyłu demona i zarzuciła nim. Lina z bicza okręciła się
dwukrotnie wokół potwora. Zaczął wyć z bólu, dzięki czemu więcej osób przybyło
im na ratunek. Logan zaczął rzucać srebrnymi iskrami w potwora i na jego galaretowatym ciele zaczęły pojawiać
się wypalone dziury. Isabelle w tym momencie pociągnęła bicz i przepołowiła go
na pół. Na ziemi znajdował się w kawałkach, ale po chwili zaczęły znikać do
innego wymiaru.
- Demon Requen. – powiedział Logan – Nie powinien
się przedostać ze swojego wymiaru tutaj.
Podbiegła do niego Maryse i chwyciła za ramię.
Isabelle spojrzała na matkę i czarodzieja, a na jej twarzy pokazał się grymas.
Odwróciła się i pobiegła do Simona. Dalej plus zatrutą krwią. Razem z Luke’em
wzięli go skrzydła szpitalnego. Maryse podeszła do Jocelyn.
- Mamy wiadomość od Sebastiana. – powiedziała –
Skierowana jest do ciebie i reszty.
W końcu się doczekałam :) Cudooownie <3
OdpowiedzUsuńOOOOO Czekam na następny. Nie mogę się doczekać. Jak mi zabijesz Jace'a to źle będzie z tobą ! :D.
OdpowiedzUsuńDużo weny życze.
PS. Zapraszam na mój http://opowiada-nia.blogspot.com/
Fajnie, że wracasz do zdrowia:-)Rozdział świetny jak zawsze. Jestem ciekawa jaką wiadomość przesłał im Sebastian. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńEva