wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 37

Simon siedział skulony pod drzwiami. Jocelyn spacerowała wokół niego, czasem zerkając na chłopca. Dostrzegła zaczerwienione, popuchnięte i szkliste oczy. Usiadła koło niego i położyła ręce na jego dłoni.
- Simon.. – wyszeptała – Co się stało?
Obrócił się lekko do niej i znowu wybuchł płaczem. Wstał i uderzył pieśnią w przeciwległą ścianę. Został wgnieciony ślad ręki wampira, a małe kawałeczki pospadały na podłogę. Zamierzał znowu uderzyć, ale poczuł dłonie Jocelyn na ramionach, które przerzuciły go przez jej ramię.
- Uspokój się, bo tak jej nie pomożesz. – powiedziała – Co się stało, Simon?! – powiedziała o wiele ostrzej niż poprzednio.
- Podała mi krew, a ja nie potrafiłem się powstrzymać. Nie chciałem, ale ona rozcięła nadgarstek i włożyła mi do ust. Gdy poczułem krew w ustach… - szlochał – Nie chciałem nic jej zrobić, ale byłem spragniony i…
Objęła go i przyciągnęła do piersi. Siedzieli tak przez dłuższą chwile. Potem Luke dołączył do nich, a Jocelyn poszła po krew dla chłopca. Podczas spożywania posiłku, drzwi w końcu się otworzyły i wyszedł z nich Magnus.
- Chce widzieć wampira. – powiedział.
Simon wstał, odłożył paczuszkę krwi i powolnych ruchem wszedł do pomieszczenia. Pachniało tutaj jak w gabinecie u dentysty gdy Simon jeszcze do niego chodził. Na pierwszym łóżku leżał nieprzytomny Alec, a na drugim Isabelle. Patrzyła na niego. Nie było widać smutku czy żalu w jej oczach. Podszedłem i stanąłem na tyle daleko, aby jej nie dotknąć.
- Podejdź bliżej. – powiedziała.
Popatrzyłem na nią i pokręciłem głową.
- To nie najlepszy pomysł. – podsumował.
- Chce cię dotknąć.. pragnę – spojrzeli sobie w oczy – proszę.
Simon uległ dziewczynie. Poszedł po krzesło i usiadł obok łóżka ukochanej. Wzięła jego dłoń w swoją i uściskała.
- To nie twoja wina.. – powiedziała – Przepraszam.
Simon szybkim ruchem zabrał rękę.
- Nie.. – powiedział stanowczo – To moja wina.. to ja cię prawie zabiłem i to przeze mnie jesteś tutaj okaleczona!
Dziewczyna zacisnęła usta. Zaczynała lekko wstawać, lecz Simon ją powstrzymał. Wtedy Isabelle szybkim ruchem pocałowała wampira w usta.
- Słyszałam cię chodź byłam nieprzytomna. – powiedziała – I też cię kocham, Simon. – objęła jego szyję i przyciągnęła do siebie.

***
Jocelyn wyszła z Luke’iem z skrzydła medycznego i podążali do domu Amatis. Wieczór już nastał i kobieta musiała dobrze rozegrać akcje. Luke opowiadał jej, że był u Maryse, ale Logan nie może nic zrobić. Czuje się osłabiony przez czary ochronne, które nakładał na demoniczne wieże.
- Luke – wyszeptała – trochę źle się czuję.
Mężczyzna zaniepokojony stanem żony, szybko ją objął i patrzył na nią.
- Co się dzieję, Jocelyn? – spytał.
- Niedobrze mi i strasznie boli mnie brzuch.. Mógłbyś zaraz iść do Maryse? Ona ma specjalne zioła na takie dolegliwości, proszę.
- Dobrze pójdę, ale odprowadzę cię do domu.
Resztę drogi szli w ciszy. Od czasu do czasu było schylać jęk bólu z ust kobiety. Gdy znaleźli się w domu to Luke usadowił żonę na kanapie i przykrył kocem, a sam podążył do Maryse. Przez chwile kobieta leżała na kanapie, a jak była już pewna, że Luke’a nie ma to pobiegła do pokoju. Ubrała strój bojowy, wzięła lekarstwo i napisała kartkę dla męża. Widniało tam jedno słowo - „ przepraszam”. Wyszła przez drzwi i pobiegła w przeciwległą stronę niż mężczyzna. Zajrzała do skrzydła medycznego, lecz czarodzieja tam nie było. Nie wiedziała gdzie może być. Rozważała posiadłość Lightwood’ów, ale wątpiła żeby tam udał się partner Alec’a. Po chwili przypomniała sobie o posiadłości Rangona Fell’a i zaczęła podążać tam. Gdy stała przy domku dawnego czarodzieja dostrzegła z komina dym. Wiedziała, że musi tam być. Zapukała, a drzwi same się otwarły. Weszła do środka i zobaczyła Magnusa siedzącego we fotelu i palącego cygaro.
- Znalazłaś mnie. – oznajmił.
Jocelyn patrzała na czarodzieja, a potem zaczęła się rozglądać po domu. Widziała pełno butelek po whisky.
- Wypiłeś to wszystko? – wskazała palcem na butelki.
Czarodziej popatrzył na wskazane miejsce, a potem na kobietę i wybuchnął śmiechem.
- Wypiłem wszystko, ale nie dziś. – powiedział
- Och, a ile dziś Magnus? – zasugerowała.
Chwilę się zamyślił.
- trzy… albo cztery. – przyznał. – Ale pamiętam, co mam zrobić, spokojnie.
- jesteś pijany. – stwierdziła.
Czarodziej nie zważając na słowa kobiety wstał i podszedł do ściany. Swoimi mocami otworzył portal.
- proszę… - wyszeptał – pomyśl, gdzie chcesz iść i idź!
Jocelyn zastanowiła się na temat miejsca, gdzie ma przyjść, ale nie miała pojęcia jak ono wygląda. Czarodziej patrzył na kobietę i zorientował się, że nie ma zielonego pojęcia o miejscu spotkania.
- Gdzie macie się spotkać? – spytał znudzony.
- Klub „ kieł” – powiedziała.
- Byłaś tam zanim zmienili nazwę i wyremontowali. – kobieta spojrzała się na Noego zdziwiona, więc kontynuował – Z Valentine’m przed ślubem poszłaś do klubu. Tam oświadczył się Stephen Amatis.
Teraz widziała o jaki klub chodzi. Czy Sebastian wybrał go specjalnie? Wyobraziła sobie budynek jaki zapamiętała, lecz w portalu nie wykazywał się żaden obraz. Po chwili czarodziej oznajmił, że często tam bywał i sam stanął przed portalem i wyobraził sobie klub. Po chwili pokazał się obraz i Jocelyn szybko wbiegła.
Znajdowała się na ulicy przed budynkiem, z którego słyszała strasznie głośną muzykę. Weszła do środka i zaczęła szukać strefy VIP. Dochodziła północ, a kobieta dalej nie była na miejscu. Nagle muzyka ucichła, a osoby wokół niej roztąpiły się robiąc jej miejsce. Szła i patrzyła na twarze i w końcu je rozpoznała. To byli mroczni. Doszła do czarnych drzwi ze skóry. Widniał na nich wielki napis „ VIP”. Przeszłam przez drzwi i zobaczyłam mojego syna opartego o balustradę. Wyciągnęłam lekarstwo.
- Dla Jace’a – powiedziała, a Sebastian wziął je i włożył do kieszeni w stroju bojowym. Wyglądał na przywódcę i w sumie nim był. Rządził ciemną stroną. Zerknęłam na jego oczy i dalej dostrzegałam potwora, ale były przebłyski mojego syna. – Brat Zachariasz kazał przekazać, że jeśli to nie pomoże masz się do niego zgłosić, aby on zobaczył Jace’a. Jest nawet skłonny pójść z tobą.
Sebastian pokiwał głową. Nic nie mówił.
- Po co chciałeś się ze mną widzieć? – zapytała – Gdzie jest Clary?
Chłopak uśmiechnął się.
- Tak wiele pytań matko.
- Mamy czas, więc możesz odpowiedzieć na pytania.

***
Gdy Luke przybiegł do Lightwood’ów i prosił Maryse o pomoc, wydawała się lekko zdziwiona. Niedawno mężczyzna był u nich prosząc o pomoc Logana, a teraz ją. Opowiedział kobiecie o stanie Jocelyn, a potem że ma jakieś zioła, które mają pomóc jego żonie. Po historyjce, którą opowiedział, Maryse stanęła przed nim.
- Nigdy nie miałam takich ziół Luke. – zaczęła – Nie byliśmy z Jocelyn bliskimi przyjaciółkami więc musiała mnie pomylić z kimś albo cię oszukać.
Wtedy mężczyzna zrozumiał. To była tylko gra… gra, którą z nim prowadziła. Maryse widząc reakcję Luke’a chwyciła go za ramię i lekko nim potrząsnęła, aby wrócił do niej również duszą.
- Co się dzieje? – spytała – Masz minę jakbyś zobaczył potwora.
Spojrzał na nią.
- Bo zobaczyłem potwora. – powiedział – A dokładnie Sebastiana.
Maryse na dźwięk tego imienia dostała gęsiej skórki. Domyślała się co oznacza cała sytuacja. Połączyła fakty. Miało dojść do spotkania matki z synem, nagła choroba Jocelyn.
- On odzywał się? – zapytała niepewnie.
Luke tylko zerknął na nią, zbierając się.
- Nie moja w tym wiedza, ale moje przeczucie mówi, że tak. – zrobił lekką przerwę – I czuje, że mnie oszukała, aby dokonać swojego zadania.
Maryse oznajmiła, aby poszedł do domu i zobaczył czy jest Jocelyn, a ona do niego dojdzie. Po wyjściu mężczyzna rzucił się biegiem w stronę domu siostry. Gdy wszedł zobaczył pustą kanapę z kocem na ziemi. Pobiegł do pokoju i zajrzał do szafy. Strój bojowy zniknął, tak jak podejrzewał. Obrócił się i wytarł pojedynczą łzę, która spłynęła po policzku. Wtedy dostrzegł małą kartkę na łóżku. Domyślał się od kogo. Podszedł powoli do niej i otworzył. Widząc zawartość wiadomości, którą mu zostawiła, zgiął kartkę i rzucił z całej siły w ścianę. Po chwili w drzwiach pojawiła się Maryse. Pokazała głową na drzwi, ruszyła w ich stronę, a mężczyzna za nią. Zostało ogłoszone poszukiwanie na terenie Idrysu Jocelyn. Poproszono o pomoc Logan, lecz dalej nie mógł wykonywać żadnych magicznych rzeczy bez uszkodzenia sobie zdrowia. Mogło dojść nawet do jego śmierci, gdyby się przeciążył. Drugim czarodziej, któremu można zaufać i przebywa z mieście jest Magnus Bane. Poszli do jego domu, skrzydła medycznego, a nawet posiadłości Lightwood’ów, lecz nigdzie nie potrafili go znaleźć.
- Powinien być przy Alec’u. – powiedziała zdziwiona Maryse – Zawsze przy nim był.

Luke czując się bezbronny opadł na ziemię i zaczął krzyczeć. Maryse chciała do niego podejść, gdy nagle mężczyzna przemienił się w wilka i zaczął biec przed siebie.

8 komentarzy:

  1. A już myślałam, że Jocelyn będzie w ciąży :D Rozdział cudoo jak zawsze :*
    Kiedy wreszcie będzie mój Jace ? I więcej mojego męża Sebcia ??? <3
    Czekam na kolejny rozdział. :*
    Dużo weny i żelków życzę
    Ps. Zapraszam do mnie na kolejną część opowiadania http://opowiada-nia.blogspot.com/
    PPS. Pierwsza ! Znowu <3 <3 <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział, taj wiem, powtarzam się... A ale co jeszcze powiedzieć? Kiedy następny?
    Eva

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tak długo nie dodaje, ale mam poważne problemy zdrowotne i teraz doszły również poważne problemy ze szkołą.. postaram się dodać coś w ten lub przyszły weekend :)

      Usuń
  3. Witaj! Mam ogromną przyjemność powiadomić Cię, że zostałaś nominowana do nagrody Libster Award :) Więcej informacji znajdziesz na http://storiesofnefilim.blogspot.com/ Gratulacje! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski rozdział :****
    Jesteś świetna
    Kiedy następny rozdział ???
    <3 kc

    OdpowiedzUsuń
  5. AAA kiedy rozdział?! masz GG?

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę to jest jeden z najlepszych blogów jaki czytam powinnaś kontynułować go dalej

    OdpowiedzUsuń
  7. Siemka :) Super blog. Będę na niego wchodziła.
    Pozdrawiam Silie

    OdpowiedzUsuń